sobota, 8 sierpnia 2015 1 komentarze

Wakacyjne konkursy i granty dla doktorantów

Wakacje to najlepszy czas, żeby nadrobić zaległości z roku akademickiego. Jeśli nie mieliście okazji aplikować w konkursach grantowych przed lipcem, to wcale nie znaczy, że musicie czekać do września, żeby coś się ruszyło. Ministerstwo nie ma wakacji, więc poniżej przedstawiam kilka ciekawych propozycji.

http://naukawpolsce.pap.pl

1. EMBO: Long Term Fellowships (aplikacje do 14/08/2015)

O stypendia mogą starać się osoby, które spełniają następujące warunki:
posiadają stopień naukowy doktora, który uzyskały nie wcześniej niż 2 lata przed złożeniem wniosku i nie później niż przededniu rozpoczęcia stypendium;
są autorem przynajmniej jednej publikacji w międzynarodowym czasopiśmie;
planują w ramach stypendium zmianę kraju pobytu;
nie będą realizowały stypendium w kraju, w którym uzyskały stopień doktora;
nie będą realizowały stypendium w jednostce, w której uzyskały stopień doktora oraz nie będą pracowały pod nadzorem promotora swojego doktoratu.


2. Konkurs na pracę doktorską z zakresu rynku finansowego (aplikacje do 16/08/2015)

W konkursie mogą brać udział autorzy prac doktorskich napisanych w języku polskim na podstawie których nadano stopień naukowy doktora na terenie Rzeczypospolitej Polskiej w terminie 1 stycznia – 31 grudnia 2014 r. Autor najlepszej pracy otrzyma 15 000 zł.


3. Matsumae international foundation fellowship program w Japonii (aplikacje do 31/08/2015)

O stypendia mogą starać się osoby, które spełniają następujące warunki:
wiek poniżej 49 lat;
znajomość języka angielskiego lub japońskiego umożliwiająca komunikację i prowadzenie badań;
stopień naukowy doktora;
ugruntowana pozycja naukowa w swoim kraju oraz zadeklarowany powrót do kraju macierzystego po zakończeniu stypendium;
brak wcześniejszego pobytu w Japonii.
Preferowane będą wnioski dotyczące badań z zakresu nauk przyrodniczych, inżynierii oraz medycyny.


4. Małe Granty Funduszu Wyszehradzkiego (aplikacje do 1/09/2015)

Maksymalna kwota dofinansowania to 6 000 euro. Preferowana będą projekty, których uczestnicy pochodzą ze wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry).


0 komentarze

Zazdrość doktoranta

Niestety... stało się. Mój kolega z katedry napisał doktorat. A nawet go obronił. Ubiegł mnie. Zazdrość to uczucie, z którym ciężko sobie poradzić. A w takiej sytuacji nie da się go opanować. Jednak skąd się bierze?

http://polsl.pl

1. Mój etat właśnie się rozpłynął

To konsekwencja nr 1. Najsmutniejsza i ciężka do przebolenia. Choć walczyliśmy o miejsce, którego wcale nie ma, to teraz magicznym sposobem to miejsce pojawiło się. A takie rzeczy nie dzieją się dwa razy.

2. Kolega zajmuje moje miejsce w grantach

Konsekwencja nr 2, pewnie wielu z Was dobrze znana. Jeżeli w jakimś grancie były wpisane pieniądze dla potencjalnego pracownika, już wiadomo kto je dostanie. Kto będzie prawdziwym wykonawcą, a kto tylko wirtualnym.

3. Zazdrość o zyskany czas

Choć to może nie być regułą, u nas po napisaniu doktoratu zaczyna się dolce far niente. Bo przecież od czegoś są doktoranci...

4. Ukojenie...

Ale to ja mam 3x więcej publikacji, wystąpień na prestiżowych konferencjach, wygranych konkursów, otrzymanych grantów i czego jeszcze doktorancka dusza zapragnie! :D

piątek, 7 sierpnia 2015 3 komentarze

Wakacje doktoranta

Ach... doktorat... 3 miesiące wakacji... żyć - nie umierać. No właśnie - ale czy doktorant w ogóle ma wakacje? 

http://weblog.infopraca.pl

ABSOLUTNIE NIE! Bo kto napisze doktorat? Zrobi badania? Upomni się o grant w ministerstwie? A no własnie - doktorant. Tak się składa, że wakacje są najlepszym okresem dla załatwiania takich rzeczy - bo nie trzeba chodzić na uczelnię, prowadzić zajęć, odpisywać na maile studentów. 

Dlatego też upominam wszystkich marzących o życiu wiecznego studenta - to nie do końca tak. Jest połowa "wakacji", a u mnie wakacyjnych doświadczeń nadal zero. Na pewno po doktoracie będzie lżej, tego się trzymajmy. Wypoczywajcie póki możecie!
wtorek, 28 lipca 2015 1 komentarze

Obowiązki doktoranta

Jak w większości kwestii dotyczących doktoratu, również tutaj obowiązuje pełna amplituda. Bo o ile znam wielu doktorantów, którzy przez cały okres studiów nie zrobili nic, o tyle znam też siebie, i wiem, że roboty jest dużo.

Na co trzeba być przygotowanym podejmując studia doktoranckie?

1. Zdawanie egzaminów i chodzenie na zajęcia (jak normalny student)

Pewnie większość osób myślących o studiach doktoranckich zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy - w końcu doktorantów widzimy najczęściej w roli prowadzących pojedyncze zajęcia lub przemykających korytarzami instytutu/katedry/zakładu w nikomu nieznanym celu. Jednak faktem jest, że rola słuchacza nie jest im obca. Zazwyczaj zajęcia dla doktorantów stanowią osobny przedmiot, lecz niekoniecznie - często są łączone z zajęciami dla ostatnich lat studiów, w których doktorant nie uczestniczył podczas swojego dotychczasowego toku uczenia się. Wykładowcy zazwyczaj nie są tutaj pobłażliwi, a doktorant traktowany jest jak każdy zwyczajny student - trzy nieobecności i sayonara! A że zajęcia prawie zawsze kończą się egzaminem - cóż, trzeba go zdać!

2. Prowadzenie zajęć

Ten obowiązek z pewnością jest bliższy każdemu potencjalnemu doktorantowi. Jednak myślenie "co to poprowadzić jedne zajęcia" jest zupełnie nietrafione. Przygotowanie samodzielnie prowadzonych zajęć, zwłaszcza gdy robi się to pierwszy raz w życiu to prawdziwa katorga! Mi przygotowanie półtoragodzinnych ćwiczeń zajmowało średnio dwa dni. Oczywiście zdarza się i tak, że dostaje się materiały od promotora i prowadzi jego zajęcia bez żadnego wkładu własnego - u mnie rzecz nie do pomyślenia.

3. Prace grantowe

I nie mówię tu o grancie własnym doktoranta. Pełna gotowość bojowa obowiązuje przez czasy czas studiów i dotyczy pomocy wszystkim pracownikom danej jednostki. W praktyce wygląda to tak, że doktorant przeprowadza eksperymenty, wklepuje dane, zajmuje się całą papierkową robotą. Plusy są takie, że doświadczenie zdobyte przy takiej pracy niewątpliwie przyda się przy składaniu własnych wniosków. Co więcej, udział w pracach grantowych jest punktowany przy ocenie dorobku doktoranta. Minusem są oczywiście krótkie deadline'y, zarwane noce i masa nerwów ;)

4. Prace redakcyjne

Jeżeli jednostka, z którą identyfikuje się doktorant wydaje czasopisma, monografie czy jakiekolwiek inne publikacje - doktorancie, wiedz, że to Ty będziesz odpowiedzialny w dużej mierze za ich ostateczny wygląd. Zazwyczaj wygląda to tak, że wszystko co ma pójść do druku trzeba przeczytać, poprawić, zredagować i gotowe. Niestety czasu spędzonego przy tego typu zadaniach nikt Wam nie zwróci ;)

5. Prace organizacyjne

Czyli wszystko o co poprosi promotor, kierownik jednostki, pani z dziekanatu, pani z sekretariatu...

6. Praca własna

No tak, ostatnim i teoretycznie najważniejszym punktem jest praca nad własnymi badaniami. Cóż, na to zazwyczaj doktorant nie ma już czasu ;)

http://praca.trojmiasto.pl/

poniedziałek, 27 lipca 2015 0 komentarze

Stypendia doktoranckie - typologia

Doktorant zazwyczaj kojarzy się z biednym wiecznym studentem, który niezbyt często przegląda się w lustrze czy używa grzebienia, nie wspominając o odwiedzaniu łazienki, a już nie daj Boże praniu! Nie musi tak jednak być. Choć znam osobiście wielu doktorantów, którzy przez cały okres studiów doktoranckich nie dostali od uczelni ani grosza, to wszystko zależy od tego ile pracy włoży się w cały proces studiowania. Pierwszy rok może być albo najcięższy albo najlżejszy - w zależności od tego, na ile aktywnym było się na studiach licencjackich/magisterskich - jeśli aktywność była spora, pieniądze leją się szerokim strumieniem, jeśli nie, nie dostanie się ani grosza, a co gorsza, nic nie można na to poradzić, można jedynie pracować, by kolejny rok był lżejszy. 

Są cztery podstawowe stypendia, na które można się załapać (choć tak naprawdę trzy):

Stypendium doktoranckie
Zazwyczaj najłatwiej je dostać - często zdarza się tak, że na pierwszym roku dostają je wszyscy przyjęci na studia, lub też jakiś wysoki procent (np. 70%). Uwaga, procent ten ma jednak tendencję spadkową z każdym rokiem studiów (np. na drugim roku często jest to już tylko 50%). Stypendium pochodzi ze środków uczelnianych (ministerialnych)

Stypendium projakościowe
Tu nie jest już tak prosto - zazwyczaj przeznaczone dla 30% najlepszych studentów na roku. Trzeba więc o nie bardziej zabiegać. Jeśli się nie uda - cóż, strata nie jest ogromna, stypendia ze środków projakościowych są zazwyczaj niskie, wynoszą maksymalnie 800zł (proszę o korektę osoby, które dostają więcej). Jednak gdy złożymy to ze stypendium doktoranckim, powstaje już całkiem miła sumka. To stypendium również pochodzi ze środków uczelnianych (ministerialnych)

Stypendium dla najlepszych doktorantów
Najtrudniej je dostać, a przeznaczone jest zazwyczaj dla jednostek wybitnych. Często zdarza się, że na danym roku nikt go nie dostanie, bo np. wszystkie stypendia zgarnęli studenci innego roku - oznacza to że pula dzielona jest na wszystkich studentów danego kierunku, nie roku. Przyznawane jest przez samorząd studencki, dlatego procedura jest niezależna od ubiegania się o dwa powyżej opisane typy stypendiów.

Stypendium socjalne
Co zaskakujące, moim zdaniem zupełnie nieosiągalne - zwłaszcza, że przy rozliczeniu dochodu rocznego brane są pod uwagę otrzymywane stypendia naukowe - oznacza to, że żeby je dostać, trzeba (a) nie pracować i (b) nie rozwijać się naukowo. Nie znam nikogo, kto otrzymałby to stypendium. Przyznawane jest przez samorząd studencki.

Stawki
Cóż, to zależne jest od każdej uczelni - nie ma stawek narzuconych przez ministerstwo, a to ile się dostanie, pozostaje tajemnicą do momentu wpłynięcia pieniędzy na konto :)

http://thedailyblog.co.nz/2015/07/10/money-as-a-social-technology/#!prettyPhoto

niedziela, 26 lipca 2015 0 komentarze

Doktorat od A do Z, a dokładniej od pierwszego do ostatniego roku

Ok, jesteś już na doktoracie. Rodzice dumni, babcie sypią pieniędzmi, ale... przecież coś tu trzeba robić, żeby nie wylecieć! Poniżej przedstawiam podstawowe zadania doktoranta na każdy rok studiów.

Rok 1.

Zdecydowanie najprzyjemniejszy - zwłaszcza dla tych, którzy na doktorat dostali się z pierwszego, ewentualnie drugiego miejsca. Oznacza to tyle, że na starcie, za przysłowiowe "nic" (czyli za ciężką pracę na studiach licencjackich i magisterskich) dostaje się sporo stypendiów i nie wie się, co z nimi zrobić, bo przez cały okres studiów nie miało się tyle kasy. Stypendia omówię szczegółowo w osobnym poście (a jest o czym pisać). 

Kolejny plus pierwszego roku to fakt, że zazwyczaj nie trzeba jeszcze prowadzić zajęć (lub 30h, czyli jedne zajęcia przez jeden semestr - zdecydowanie do przeżycia, zwłaszcza w zestawieniu ze stawką stypendium).

Niestety pierwszy rok ma też swoje minusy. Największym jest chyba zderzenie z rzeczywistością - ukochaniu wykładowcy ze studiów często przestają odpowiadać "dzień dobry", nikt nie informuje o obowiązkowych zebraniach, za to każdy ma pretensje, że "doktorant nic nie robi, tylko kasę bierze". 

W połowie pierwszego roku trzeba się jednak otrząsnąć i przypomnieć sobie po co to wszystko. No właśnie, po co? Dla nauki, oczywiście! Żeby doktorat miał sens trzeba zacząć ostro rozglądać się za konferencjami (odradzam krajowe i studencko-doktoranckie, szkoda zachodu, mało punktów, mały prestiż, dużo zniszczonych komórek mózgowych). Jest to o tyle ważne, że od ilości konferencji na pierwszym roku zależy żywot doktoranta drugiego roku.

Rok 2.

Opcje są dwie:
- rozsądny doktorant jeździł na konferencje, napisał kilka artykułów, więc może dalej pławić się w środkach stypendialnych;
- nierozsądny doktorant zdaje sobie sprawę ze swojego błędu i jedzie w tym roku na 10 konferencji, żeby mieć pewność, że na trzecim roku będzie się pławił w środkach stypendialnych.

Przeszkodami w rozwoju naukowym są:
- zajęcia, które trzeba prowadzić, których nagle robi się dużo, i za które nadal nikt nie płaci;
- opłaty konferencyjne, na które nie ma się pieniędzy, bo nie ma się/przepiło się stypendia, a nikt nie chce dać delegacji;
- egzaminy (tak, tak, doktorant też musi zdawać egzaminy, a na drugi rok zazwyczaj przypadają te najcięższe).

Rok 3.

Ostatni rok walki o stypendia - w końcu za chwilę trzeba otworzyć przewód. Zazwyczaj na trzecim roku typowy doktorant uświadamia sobie, że ma problem. Problemem tym jest konieczność otwarcia przewodu doktorskiego po trzecim roku, a według przepisów obowiązujących od roku akademickiego 2013/2014, aby to zrobić trzeba mieć publikację w recenzowanym czasopiśmie. Mimo, że publikacji ma się kilkanaście, nagle okazuje się, że żadne czasopismo nie było recenzowane. Zaczyna się więc walka o recenzje. Oczywiście wychodzi ona zazwyczaj na plus, im więcej publikacji, tym więcej stypendiów w przyszłym roku!

Po trzecim roku otwieramy przewód - od tego momentu mamy trzy lata na oddanie pracy.

Rok 4.

Rok pisania, wysyłania do recenzji, poprawiania, proszenia znajomych o pomoc, ale również rok egzaminów (m.in. obowiązkowy egzamin z języka obcego innego niż język wykładowy).

Podstawowym plusem trzeciego roku jest to, że nie trzeba już zabiegać o stypendia, czyli jeździć co tydzień na konferencje, które niekoniecznie są aż tak ciekawe, jak można się było spodziewać po tytule.

Szczęśliwy ten doktorant, który w porę pomyślał o wyrobieniu wszystkich godzin praktyki pedagogicznej (zazwyczaj 210h).

Niestety właśnie teraz zaczynają się nerwy i to wcale niezwiązane z doktoratem, a z brakiem perspektyw na etat...

http://celebixy.pl/odliczanie-4926

A w końcu nadchodzi oczekiwana OBRONA! (choć niekoniecznie na 4. roku...)
poniedziałek, 16 lutego 2015 0 komentarze

Luty najcięższym miesiącem dla każdego doktoranta, czyli jak zgłosić się na konferencję

Nienawidzę lutego. Nie wiem czy to tylko ja, ale mam nadzieję, że nie. Właśnie teraz kończą się dedlajny na wszystkie konferencje, a jeśli chce się ich zrobić koło pięciu, zaczynają się schody, bo właśnie teraz trzeba przygotować pięć sensownych badań, z których będzie można napisać pięć sensownych abstraktów, które to z kolei zainteresują pięć komisji z pięciu niekoniecznie sensownych konferencji. To właśnie czynię, ale w ramach przerwy chętnie opiszę procedurę brania udziału w konferencji naukowej.

1. Wybór konferencji

Wbrew pozorom, nie jest to najprostsza sprawa, bo często jest tak, że po prostu na horyzoncie nie pojawia się żadna sensowna impreza. A co mam na myśli pisząc "sensowna"? Po pierwsze, międzynarodowa - nie widzę większego sensu jeżdżenia na konferencje ogólnopolskie, które zazwyczaj reprezentują średni poziom. Po drugie, NIE studencko-doktorancka - przyczyna taka jak wyżej. Po trzecie, organizowana przez poważną uczelnię - czyli nie uniwersytet, o którego istnieniu dowiadujemy się z call for papers, ani nie uczelnia prywatna. Po czwarte i najważniejsze, dobrze, jeśli tematyka naszych badań faktycznie oscyluje wokół tematyki konferencji - tylko w ten sposób nasz udział będzie miał sens naukowy ;)

2. Terminy

Jakoś tak dziwnie się przyjęło, że termin przesłania abstraktu naszego wystąpienia zwykle przypada od 3 do 6 miesięcy przed konferencją. O ile 3 miesiące są jeszcze ok, o tyle w ciągu pół roku nasze badania mogą pójść tak do przodu, że to o czym chcielibyśmy powiedzieć nijak ma się do tego, co zawarliśmy w abstrakcie. Niestety, nic na to nie poradzimy. Wobec tego, warto zwracać uwagę na te wydarzenia, które nie są aż tak odległe od terminu przesłania abstraktu.

3. Abstrakt a badanie

Relacja między stanem naszego badania a tym, co napiszemy w abstrakcie to bardzo ciekawe zjawisko, na które spokojnie można by przeznaczyć cały post. Choć może i są wśród nas osoby, które piszą abstrakt dopiero gdy mają przygotowane, wykonane i opracowane całe badanie, niestety większość robi to całkowicie na odwrót. Oczywiście niektóre badania na to pozwalają - zwłaszcza te, które nie mają większych szans na zaskoczenie nas, czyli te, w których hipoteza zawsze jest prawdziwa. Niemniej jednak, czy takie badania wnoszą coś do nauki? Chyba warto się nad tym zastanowić przed napisaniem abstraktu...

4. Opłacalność udziału w konferencjach

Last but not least... po co jeździć na 5 konferencji, skoro można zrobić super badanie i przedstawić je podczas jednego wystąpienia? A no po to, żeby zdobywać punkty, które w następnym roku przełożą się na wysokość naszego stypendium! 


piątek, 23 stycznia 2015 0 komentarze

Najtrudniejszy pierwszy krok, czyli jak zostać doktorantem

Żeby zostać doktorantem trzeba pomyślnie przejść procedurę rekrutacyjną przewidzianą dla studiów trzeciego stopnia. Jest kilka dróg, pośród których każdy posiadacz tytułu magistra lub licencjata (tak, tak... świat upada - od 2012 roku można zostać doktorantem po trzech latach studiów) znajdzie coś dla siebie.

Każdy szanujący się uniwersytet przewiduje taki program, warto jednak zauważyć, że często z powodu braku chętnych, studia doktoranckie na danym kierunku nie ruszają. I tu powinno zapalić się światełko wszystkim desperatom, którzy za wszelką cenę chcą przedłużyć sobie studia - nawet jeśli ich kierunek wiodący (czyli ten, na którym pisali pracę dyplomową) jest oblegany, nic nie stoi na przeszkodzie, by aplikować na mniej oblegany kierunek pokrewny. W przypadku moich studiów okazało się, że na 5 miejsc było zaledwie 7 kandydatów. Taka proporcja daje więc spore nadzieje, zwłaszcza jeśli wiemy, że połowa z nich ledwo skończyła studia, a do postępowania przystąpiła jedynie po to, by zaspokoić chore ambicje swojej "elitarnej" rodziny. Niestety, z roku na rok chętnych na studia doktoranckie przybywa, więc warto nie odkładać decyzji w czasie, bo będzie tylko gorzej. 

Przejdźmy jednak do rzeczy. Co zrobić żeby przez rekrutację prześlizgnąć się jak nóż przez masło wyjęte z mikrofali? Ano, postępować zgodnie z poniższym planem:

1. Konferencje

Nawet jeśli nigdy nie byłeś zbyt aktywnym studentem, podczas ostatnich dwóch lat studiów warto wystąpić na kilku konferencjach, najlepiej na macierzystej uczelni, żeby wyrobić sobie opinię "ambitnego". Jeśli zaś Twoja uczelnia nie oferuje takich możliwości, nie organizuje konferencji, sympozjów warsztatów, ani nic innego, gdzie moglibyśmy wykazać się talentem naukowym, a nie organizacyjnym, warto zajrzeć na stronę bazakonferencji.pl. Jako że na wielu uczelniach szansa na dostanie dofinansowania na wyjazd na konferencję graniczy z cudem, warto od razu zawęzić wyszukiwanie do konferencji bezpłatnych.

2. Działalność organizacyjna

Choć działalność naukowa jest zawsze lepiej punktowana, nie znaczy to wcale, że aktywność organizacyjna się nie opłaca - wręcz przeciwnie. Współorganizując kilkanaście wydarzeń na moim wydziale, często zdobywałem o wiele więcej punktów niż za wystąpienia na konferencjach międzynarodowych. Dlatego, jeśli widzisz mail od dziekana, kierownika katedry czy zakładu, w którym prosi on o pomoc w np. promocji kierunku podczas targów edukacyjnych, pamiętaj, żeby natychmiast odpowiedzieć i zaklepać sobie miejsce. Jak nie Ty, to ktoś inny. I to on zgarnie punkty.

3. Średnia

Średnia ocen ze studiów w postępowaniu rekrutacyjnym jest tematem dość kontrowersyjnym. Wszyscy znamy przypadki osób, które pięciokrotnie poprawiały egzaminy, żeby zamiast 3,5 załapać się na 4 na szynach. Niestety, po jakimś czasie, możemy spotkać jedną z tych osób na rozmowie rekrutacyjnej na studia doktoranckie i krew nas zalewa. Nie ma się jednak czym przejmować - większość uczelni nie traktuje średniej jako najważniejszego czynnika w postępowaniu rekrutacyjnym. Jeśli więc masz jakikolwiek dorobek naukowym, którym przewyższaj pospolitego pupoliza, możesz spać spokojnie. 

4. Projekt

Zazwyczaj podstawą do przyjęcia na studia trzeciego stopnia jest przedstawienie projektu badawczego. Warto pomyśleć o nim chociaż kilka miesięcy przed rozmową. Warto też wyjawić swojemu potencjalnemu promotorowi plan zostania doktorantem. Promotor wzięty z zaskoczenia 3 dni przed rozmową lubi po prostu odmówić, nawet geniuszowi (przypadek z życia). 

5. Rozmowa

Najczęściej rekrutacja na studia trzeciego stopnia, w przeciwieństwie do rekrutacji na studia pierwszego i drugiego stopnia, nie odbywa się zdalnie przez system IRK, a jest oparta na rozmowie z komisją ds. studiów doktoranckich. Z rozmowami jest różnie - raz są straszne (jak u koleżanki, która wchodziła przede mną), raz zabawne (jak u mnie), raz inspirujące (jak u kolegi po mnie). Jedno jest pewne, jeżeli nie chcemy, żeby rozmowa była straszna, musimy specjalizować się w tej wąskiej działeczce, której dotyczy nasz projekt. Bez tego ani rusz.

Po rozmowie - wóz albo przewóz. W przypadku wyniku pozytywnego, dobieramy się do uniwersyteckiego koryta lub klepiemy straszną biedę. W przypadku decyzji odmownej, zaczynamy dorosłe życie.

http://fakty.interia.pl

czwartek, 22 stycznia 2015 0 komentarze

Tytułem wstępu, czyli kilka słów dla tych, którzy przetrwali pierwszy miesiąc

Udało się. Jesteś doktorantem - pokonałeś konkurencję, przygotowałeś świetny projekt lub po prostu umiałeś dobrze zareklamować słaby, wywiesili listę przyjętych i Twoje nazwisko znalazło się na jej szczycie. Lub dole. Lub też pośrodku. Przez resztę wakacji cieszysz się. Twoi rodzice są dumni. Koledzy zazdroszczą, że nadal masz wakacje. Nie możesz się doczekać przejścia na drugą stronę świata, w którym spędziłeś ostatnie kilka lat i który tak pokochałeś... Jednak życie doktoranta nie jest łatwe. Przekonasz się o tym bardzo szybko. Z ulubionego studenta stajesz się nie-do-końca-akceptowanym obcym. W pierwszym miesiącu usłyszysz, że nie masz co liczyć na etat po doktoracie. Nikt nie będzie chciał przejść z Tobą na ty. Panie w dziekanacie nadal będą Cię traktować jak gówniarza. Twój własny promotor będzie notorycznie przekręcał Twoje imię. Nazwiska w ogóle nie będzie kojarzył. Zostaniesz lub zrezygnujesz. Jeśli zostałeś - zapraszam na mojego bloga, w którym postaram się wspierać Cię w tej czteroletniej walce. W końcu mam tak samo jak Ty.



http://up.wroc.pl
 
;